OD PIERWSZYCH PROMIENI SŁOŃCA, PRZEZ WIELKANOCNE PRZYGOTOWANIA PO WIECZORNE RYTUAŁY: CZYLI MÓJ PRZEPIS NA POCZĄTEK WIOSNY


Wpis powstał przy współpracy z marką Embryolisse. 

Wiosna – czas, w którym przyroda budzi się do życia. Dla jednych to czas nadziei, dla innych czas wielkich porządków i planów, dla jeszcze innych to czas… alergii. Jeżeli tak jak ja odczuwacie okropne pieczenie oczu, katar od 3 tygodni nie minął i przy kolejnym kichnięciu nie liczycie już nawet na powtarzające się „na zdrowie”, to znaczy, że zaliczacie się do trzeciej grupy :). To jeden z powodów dlaczego zazwyczaj to jesień ma dla mnie najwięcej uroku. Napisałam „zazwyczaj, ponieważ w tym roku, wiosna zaskoczyła mnie swoją energią. Sama nie wiem, czy to ogród, który czeka za oknem, aby posadzić w nim kwiaty, czy po prostu tęsknota za lżejszymi ubraniami, ale coś się zmieniło. 

 

Pierwsze promienie słońca, długie dni i zapach świeżości w powietrzu – to wszystko sprawia, że zaczynam dostrzegać te małe przyjemności jeszcze bardziej. Często jednak muszę się powstrzymywać od przesadnego planowania i stawiania sobie ambitnych celów na ten okres (ale domowych i ogrodowych porządków nie odpuszczam, chociaż rozwlekają się w czasie :D). Zamiast tego staram się o coś zupełnie innego – o docenienie tego, co mam tu i teraz. Oczywiście na tyle na ile jest to możliwe, przy próbach połączenia bycia mamą na pełen etat, współwłaścicielką agencji kreatywnej, w której terminy nie zwracają uwagi na zmianę pory roku oraz zbliżające się wielkimi krokami Święta Wielkanocne; i nieudolną perfekcyjną panią domu w jednym (no bo nie oszukujmy się, nie da się być perfekcyjną we wszystkim, albo po prostu mi się to nie udaje?). 

 

Kiedy wszyscy wokół cieszą się na nadchodzące lato, ja po prostu chcę cieszyć się wiosenną aurą.  Nauczyłam się już, że nie warto czekać na moment, w którym „wszystko się ułoży” – lepiej już teraz dać sobie przestrzeń na te małe przyjemności, które sprawiają, że dzień staje się pełniejszy (zwłaszcza, jeżeli miałaś właśnie wsiadać do samolotu lecącego do Londynu, ale wirusy postanowiły pokrzyżować Ci plany). Od tych pierwszych promieni słońca po wieczorne rytuały – to momenty, które naprawdę potrafią zdziałać cuda i wprowadzić do życia odrobinę spokoju. Wtedy nawet porozrzucane po domu klocki lego przestają denerwować (ale tylko do czasu, aż na któryś nadepnę :). 

 

W tym artykule dzielę się z Wami kilkoma moimi sposobami na to, by poczuć prawdziwą wiosnę – od pielęgnacyjnych rytuałów po pyszne, szybkie desery. Niech każdy dzień w tym sezonie stanie się odrobiną przyjemności! Pewnych rzeczy nie warto odkładać na później… czyż nie? 

PHOTO DIARY



Wpis zawiera linki afiliacyjne oraz promocję marki własnej.

No i na dobre rozkręciła nam się ta wiosna. Świat za oknem zrobił się bardziej kolorowy, a dni zyskały nowy rytm – lżejszy, cieplejszy, zaskakująco… intensywny. Marzec minął mi gdzieś pomiędzy codziennością, chorowaniem, planowaniem a próbą ogarnięcia wszystkiego naraz – czyli klasyka. 

 

Było sporo do zrobienia, kilka spraw do przemyślenia i mnóstwo drobnych momentów, które – choć łatwo je przegapić – potrafią pięknie zmiękczyć dzień. Nie zabrakło też lekkiego chaosu (czy w ogóle istnieje inny?), dużo pracy i nowych wyzwań z nią związanych i zdecydowanie za szybkich poranków. Dziś więc zapraszam Was na podsumowanie ostatnich tygodni – może trochę spóźnione, ale za to napisane z sercem i kubkiem herbaty pod ręką. Mam nadzieję, że znajdziecie tu coś, co sprawi, że uśmiechniecie się do swoich własnych wspomnień z marca. To co, zaczynamy? :)

THE LOOK: TRENCH COAT W CODZIENNYM WYDANIU


Wpis zawiera link afiliacyjny.

płaszcz // trench coat – Zara (stara kolekcja)

jeansy // jeans – H&M (stara kolekcja)

trampki // sneakers – Superga

koszulka // t-shirt – MANGO

koszyk // straw bag – Maoart

 

Wraz z nadejściem wiosny wracam do mojej ukochanej codziennej klasyki – a nie ma nic bardziej ponadczasowego niż trench coat. To element garderoby, który od lat nie wychodzi z mody, zachwycając swoją uniwersalnością i elegancją. Idealnie dopełnia zarówno codzienne, jak i bardziej wyjściowe stylizacje, a przy tym jest niezwykle praktyczny – skutecznie chroni przed wiatrem i chłodem, które często towarzyszą pierwszym wiosennym dniom.

 

Aby nadać stylizacji lekkości i przełamać zimową monotonię, łączę go z jasnoniebieskimi jeansami. Ten odcień to dla mnie synonim świeżości i subtelnego koloru, który świetnie komponuje się z klasycznym beżem trencza. Po miesiącach dominacji czerni i szarości w mojej szafie, błękit jeansów wnosi powiew nowej energii, dodając stylizacji lekkości i luzu. To mój sprawdzony sposób na codzienny, elegancki, ale niewymuszony look – idealny na pierwsze dni wiosny. A jaki jest Twój ulubiony wiosenny zestaw? :)

 

. . . .

 

 

With the arrival of spring, I return to my beloved everyday classics – and there’s nothing more timeless than a trench coat. This wardrobe staple has remained in fashion for years, impressing with its versatility and elegance. It perfectly complements both casual and more dressed-up outfits while being incredibly practical – offering protection against the wind and chill that often accompany the early days of spring.  

 

To add a touch of lightness to my look and break away from the winter monotony, I pair it with light blue jeans. For me, this shade is a symbol of freshness and subtle colour that blends beautifully with the classic beige of the trench coat. After months of black and grey dominating my wardrobe, the soft blue denim brings a breath of new energy, adding an effortless and relaxed feel to my outfit. This is my go-to choice for an elegant yet casual everyday look – perfect for the first days of spring.  And what’s your favourite spring outfit? 


WIOSNA W LONDYNIE: STYLOWE ORAZ WYGODNE STYLIZACJE NA ZMIENNĄ POGODĘ

  Wpis zawiera linki afiliacyjne.

 

Wiosna w Londynie – z jednej strony to czas, kiedy miasto zrzuca zimową kurtkę i zaczyna tętnić życiem, a z drugiej pogoda w stolicy Anglii bywa kapryśna  nieprzewidywalna, przez co wymaga od nas gotowości na wszelkie zmiany atmosferyczne (w końcu deszcz w Londynie to prawie sport narodowy). A ponieważ tak się składa, że tej wiosny w końcu uda mi się odwiedzić kraj Jane Austen, planując swoją walizkę, przygotowałam kilka inspiracji również i dla Was.  

 

Poniżej znajdziecie trzy propozycje stylizacji idealnych na spacer po mieście, zwiedzanie, czy wieczorną kolację, kiedy chcesz wyglądać stylowo, ale nie chcesz by Twój strój był bardziej  skomplikowany niż decyzja, czy wziąć parasol, czy jednak liczyć na łut szczęścia. To połączenie mody, wygody i elegancji – wiosna to przecież idealny moment, by cieszyć się stylem, nie rezygnując z komfortu! Który zestaw najbardziej przypadł Ci do gustu?

 

. . . .

 

Spring in London – on one hand, it’s the time when the city sheds its winter coat and comes alive, but on the other hand, the weather in the capital of England can be fickle and unpredictable, which requires us to be ready for any changes (after all, rain in London is almost a national sport). And since it just so happened that this spring I’ll finally be visiting Jane Austen’s homeland, while packing my suitcase, I decided to prepare a few inspirations for you as well. 

 

I’ve put together three outfit ideas perfect for a city stroll, sightseeing or evening dinner when you want to look stylish, but without overcomplicating your outfit more than the decision of whether to take and umbrella or gamble on a stroke of luck. It’s all about combining fashion, comfort and elegance – after all, spring is the perfect time to enjoy style without sacrificing comfort! Which one is your favourite? 

PHOTO DIARY


Wpis powstał we współpracy z marką Embryolisse, zawiera linki afiliacyjne,
a także promocję marki własnej. 

Jest kilka minut po 14. Mam jeszcze chwilę zanim pojadę do przedszkola, więc to dobry momenty, aby spisać wszystkie myśli, które przyjdą mi akurat do głowy. Wydawać by się mogło, że to proste zadanie. Po tak długiej przerwie, nagromadziłam wiele przemyśleń, chociaż zdecydowanie zbyt wiele, aby zmieścić je wszystkie w jednym podsumowaniu miesiąca (no chyba, że miałoby to być podsumowanie roku, ale na to właściwie już trochę za późno). Czuję się teraz trochę jak Bridget Jones siedząca przed swoim pamiętnikiem, ale ta z kolei zapisywała wszystko co wpadło jej do głowy, a moje „przemyślenia” trafią do szerszej publiki, więc nie wszystko wypada ;). Przejdźmy jednak do sedna… 

 

Ostatnie miesiące były dla mnie jak powiew świeżego powietrza, który przychodzi po deszczu w upalny letni dzień. Wyciągnęłam z niego, że kiedy czujemy się przytłoczeni, to nie warto robić czegoś na siłę. Lepiej to zostawić, wziąć oddech i zobaczyć, czy za dzień, tydzień, miesiąc poczujemy potrzebę aby spróbować raz jeszcze. I wiecie co? Przez pierwszy miesiąc, kiedy mnie tutaj nie było, czułam brak (przez dziewięć lat zdążyłam się już przyzwyczaić do tej blogowej rutyny :)), po dwóch miesiącach poczułam wewnętrzny spokój – właściwie to byłam pewna, że już tutaj nie wrócę… ale niespełna pół roku później poczułam, że jednak chcę tutaj być – tworzyć dla Was posty, które być może umilą wieczór po ciężkim dniu, a może czymś zainspirują… Od dnia pierwszego, tworzyłam to miejsce z pasji. Dzisiejszy powrót jest podszyty dokładnie tym samym. I chociaż świat znacząco przez te ostatnie lata się zmienił, a blogi chyba wyszły już z mody (w końcu szybkie treści sprzedają się dzisiaj lepiej, czyż nie?), to będzie mi niezmiernie miło, jeżeli zechcecie mi tutaj towarzyszyć :). 

 

Na początek niegdyś post z Waszego ulubionego cyklu – przyznam szczerze, że od zawsze był to również mój ulubiony. Jego przygotowanie to jak prawdziwa retrospekcja minionych wydarzeń. A jakie były ostatnie tygodnie? Wyjątkowe, słodkie, okraszone białym puchem, rodzinnymi spotkaniami i chwilami w domowych kątach, które chociaż nadal czekają na zapełnienia meblami i dodatkami, to są moim azylem, w którym cieszenie się z drobnych przyjemności, nabiera zupełnie innego znaczenia… To co, gotowe na małe podsumowanie? :)

Instagram

FOLLOW @OFSIMPLETHINGS ON INSTAGRAM
© 2019 OF SIMPLE THINGS | All rights reserved. Contact