PHOTO DIARY


Jesień to dla mnie szczególny czas. Próbuję sobie przypomnieć, kiedy właściwie narodziła się we mnie ta miłość do tej barwnej pory roku. Kiedy dla większości oznacza ona pożegnanie z letnią beztroską, upałami i długimi dniami, dla mnie to ukochana melancholia, ciepłe swetry i dzbanki herbaty pite w blasku świec. Nie zawsze jednak tak było. Myślę, że pewne rzeczy przychodzą z wiekiem – stajemy się bardziej sentymentalne, cieszy nas kawa w ulubionym kubku i dobrze znana codzienność. Zaczynamy dostrzegać życie z zupełnie innej perspektywy.

Nie pamiętam jednak, kiedy nastąpił ten przełomowy moment. Może to życie w krainie parasolek i wiecznego deszczu nauczyło mnie, że pogoda to tylko tło – zbyt nieprzewidywalna, by dostosowywać do niej plany. A jesień sama w sobie jest piękna –trzeba ją tylko dostrzec. Wtedy nawet deszczowy dzień z parasolem w dłoni nabiera zupełnie nowego znaczenia.

No dobrze, ale może wystarczy już tych wyświechtanych banałów rodem z romantycznych powieści. Wrzesień, choć zaczął się u nas z przytupem, wesołą aurę utrzymał tylko przez połowę miesiąca. Drugą spędziłam w łóżku, po tym jak dopadła nas choroba. Na szczęście wracam już do formy i próbuję odkopać się ze wszystkich zaległości, dlatego z wielką przyjemnością zapraszam Was na małe podsumowanie tych minionych tygodni września.

JAK NOSIĆ CZEKOLADOWY KOLOR TEJ JESIENI? 3 STYLIZACJE NA KAŻDĄ OKAZJĘ

Wpis zawiera linki afiliacyjne.

 

Chociaż odcienie brązu nie od dziś stanowią element jesiennej garderoby, to nie da się ukryć, że w tym roku jego obecność w modzie jest wyjątkowo wyraźna. Jego droga do miana koloru sezonu trochę jednak trwała i była naprawdę ciekawa… Zacznijmy więc od początku. 

 

W starożytnych społeczeństwach brąz kojarzony był głównie z niższymi klasami społecznymi. Z kolei w średniowieczu stanowił kolor habitów zakonnych (do dziś noszonych przez franciszkanów), symbolizując pokorę, prostotę i bliskość natury. Z czasem jednak brąz ewoluował od skromności do elegancji.  

 

W malarstwie renesansowym pigment umbry stał się fundamentem palet wielkich mistrzów. Rembrandt używał brązów, by budować głębię, cień i dramatyzm - ton, który miał duszę i emocję. Nic więc dziwnego, że z czasem kolor ten zaczął pojawiać się również w modzie, gdzie odcienie ziemi i kawy niosą ze sobą podobne znaczenie – spokój i przede wszystkim ponadczasowość.

 

Pamiętam jednak z moich młodzieńczych lat, że niegdyś brąz uchodził za kolor, który „zarezerwowany” był dla starszych pań. Kojarzył się z ciężkimi płaszczami, futrami i eleganckimi torebkami z lakierowanej skóry. Dziś trudno w to uwierzyć, bo właśnie te odcienie, które kiedyś wydawały się nieco zachowawcze, teraz królują na wybiegach i codziennych stylizacjach.

 

Tak jak niegdyś był symbolem skromności i spokoju, dziś stał się moim małym modowym uzależnieniem dając  poczucie komfortu i elegancji bez potrzeby krzykliwości (której i tak nie lubię :)). Wykorzystując ten trend, połączyłam klasykę z praktycznością i przygotowałam dla Was trzy jesienne stylizacje w odcieniach czekolady. Każda z nich jest inna - na inne okazje i plan dnia. Mam nadzieję, że znajdziecie w nich coś dla siebie i że może zainspirują Was do spojrzenia na brąz w zupełnie nowy sposób. No i koniecznie dajcie znać, która stylizacja najbardziej przypadłą Wam do gustu :)

PHOTO DIARY

Jest coś nostalgicznego w momencie, kiedy jeden miesiąc ustępuje miejsca kolejnemu. Z jednej strony pojawia się tęsknota za tym, co już minęło… z drugiej – nadzieja na to, co przyniosą kolejne dni i tygodnie. Sierpień jest pod tym względem szczególny. Przejście z wakacji, lata, beztroski, długich wieczorów, bliskich i dalszych wyjazdów i tej codzienności, która w okresie wakacyjnym po prostu nabiera zupełnie innego znaczenia. Wrzesień jednak nie zaczeka. Puka już do drzwi, aby rozgościć się z całą swoją mocą, „jesiennością” i RUTYNĄ. Dla jednych, to ciężkie zderzenie z rzeczywistością. Dla innych to powrót do starego systemu organizacyjnego – dobrego, sprawdzonego i przede wszystkim skutecznego. 

 

A ja? Zanim dam się porwać tej wrześniowej fali, chcę jeszcze na chwilę zatrzymać sierpień i jego beztroskie kadry. To co, gotowa na małą retrospekcję? :)

 

PHOTO DIARY


Wpis powstał przy współpracy z marką SENSUM MARE. 

Ilekroć zabieram się za napisanie artykułu po dłuższej nieobecności (a z reguły zbiega się to z czasem, podsumowania miesiąca i ulubionego przez Was i przeze mnie „Photo Diary”), nachodzi mnie przeświadczenie, że powinnam napisać coś błyskotliwego, aby zrekompensować ciszę, która tu zapanowała. Problem w tym, że wtedy… zazwyczaj nic mądrego nie przychodzi mi do głowy. Włączam więc moją ulubioną playlistę – teraz z głośników płynie Gymnopédie No. 1. Lent et douloureux w wykonaniu Erika Satie & Pascala Rogé – utwór, który swoją melancholią potrafi zarówno ukoić, jak i skutecznie rozbroić każdą twórczą niemoc.

 

Ostatnie tygodnie były u mnie naprawdę intensywne – szczególnie zawodowo. A do tego mamy lato (choć muszę czasem zerknąć w kalendarz, bo kiedy za oknem wciąż pada, bywa, że trudno mi w to uwierzyć). Częściej niż przy komputerze można mnie więc spotkać przy planszówce, na placu zabaw albo z rękami w ziemi, plewiąc grządki. I nie wiem, czy tylko ja tak mam – ale im dłużej mnie tu nie ma, tym trudniej mi wrócić. Dlatego tym bardziej doceniam każdą wiadomość od Was – że czekacie, że zaglądacie, że ten blog ma wciąż swoje stałe miejsce w Waszej codzienności. Bez wielkich deklaracji (bo wiecie, jak to z nimi bywa…), zapraszam Was na nowy „Photo Diary”.

PHOTO DIARY


Wpis powstał przy współpracy z marką SENSUM MARE. 

 

Jestem właśnie po spotkaniu online z jednym z klientów mojej agencji. I choć z jednej strony jestem wdzięczna za postęp technologii, który pozwala na tego typu rozmowy mimo dużych odległości, to z drugiej… no cóż – chętnie siedziałabym teraz w jednej z warszawskich kawiarni i popijała kawę. Później ruszyłabym na spacer do Łazienek, które – szczerze? – ostatni raz widziałam… nawet nie pamiętam kiedy. A na koniec jeszcze szybki wypad do muzeum – taka mała wisienka na torcie.

 

Wpisuję więc wizytę w stolicy do mojego kalendarza, który ostatnio przytłacza nawet mnie samą (czego idealnym przykładem jest dzisiejszy „Photo Diary” – o, jak dobrze, że nie nazwałam tego cyklu „podsumowaniem miesiąca”, bo teraz mogę udawać, że wcale nie chodzi o maj, tylko po prostu o „ostatnie tygodnie” :D).

 

A jak wyglądały te ostatnie tygodnie? Intensywnie – to chyba najlepsze słowo. Szczerze mówiąc, sama się sobie dziwię, że udało mi się zebrać tyle zdjęć. Uprzedzam jednak lojalnie – nie spodziewajcie się spektakularnych widoków. Jeśli masz więc ochotę na trochę zwykłej-niezwykłej codzienności – takiej z placem zabaw, maślaną chałką i ciastem, które niby miało być „na weekend”, ale zniknęło w piątek – to rozgość się. Zdjęcia czekają, a ja – jak zawsze – bardzo się cieszę, że tu jesteś! :)

Instagram

FOLLOW @OFSIMPLETHINGS ON INSTAGRAM
© 2019 OF SIMPLE THINGS | All rights reserved. Contact