PHOTO DIARY
Jesień to dla mnie szczególny czas. Próbuję sobie przypomnieć, kiedy właściwie narodziła się we mnie ta miłość do tej barwnej pory roku. Kiedy dla większości oznacza ona pożegnanie z letnią beztroską, upałami i długimi dniami, dla mnie to ukochana melancholia, ciepłe swetry i dzbanki herbaty pite w blasku świec. Nie zawsze jednak tak było. Myślę, że pewne rzeczy przychodzą z wiekiem – stajemy się bardziej sentymentalne, cieszy nas kawa w ulubionym kubku i dobrze znana codzienność. Zaczynamy dostrzegać życie z zupełnie innej perspektywy.
Nie pamiętam jednak, kiedy nastąpił ten przełomowy moment. Może to życie w krainie parasolek i wiecznego deszczu nauczyło mnie, że pogoda to tylko tło – zbyt nieprzewidywalna, by dostosowywać do niej plany. A jesień sama w sobie jest piękna –trzeba ją tylko dostrzec. Wtedy nawet deszczowy dzień z parasolem w dłoni nabiera zupełnie nowego znaczenia.
No dobrze, ale może wystarczy już tych wyświechtanych banałów rodem z romantycznych powieści. Wrzesień, choć zaczął się u nas z przytupem, wesołą aurę utrzymał tylko przez połowę miesiąca. Drugą spędziłam w łóżku, po tym jak dopadła nas choroba. Na szczęście wracam już do formy i próbuję odkopać się ze wszystkich zaległości, dlatego z wielką przyjemnością zapraszam Was na małe podsumowanie tych minionych tygodni września.